Artykuły

Bądź moją parasolką!

Rozmaite miewają ludzie pomysły. Jeden z oryginalniejszych podadł węgierskiego dramatopisarza, zamieszkałego w Stanach Zjednoczonych Franka Dunaia. Postanowił napisać dramat "Parasolka" na podstawie opowiadania nie byle kogo, bo samego Antoniego Czechowa.

"Trzy lata" Czechowa - to utwór pełen ciepła i tak charakterystycznej dla tego autora wewnętrznej zadumy. Ciekawe więc było, jak ją interpretuje ów węgierski Amerykanin? W warszawskim Teatrze Drama­tycznym odbyła się prapremiera tego utworu. Reżyserował go dyrektor ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ, który ma przecież na swoim koncie tyle świetnych Czechowowskich ról. Niestety, w ni­kłym stopniu przelał swoje umiejętności na uczestniczący w spektaklu zespół aktorski. Może to wina przekładu Mi­chała Ronikiera, a może to sam Czechow jest przekładalny na inny tok narracji? W każ­dym razie język utworu brzmiał pretensjonalnie i sztywno. Ak­torzy, jakby tym spętani, ograniczali się głównie do recyto­wania swoich kwestii, stojąc przy tym nieporadnie albo (jak Jarosław Gajewski) biegając po całej scenie. Odtwórca roli Fio­dora, skądinąd bardzo uzdolnio­ny, zaczyna popadać w niebez­pieczną manierę jednostajności, co dla znających jego dotych­czasowy dorobek staje się nu­żące. Nie była Olga Sawicka ową pyszną Czechowowską da­mą, tak dobrze nam znaną choć­by z "Trzech sióstr", "Wiśnio­wego sadu", zawiodła także Justyna Kulczycka jako Polina - jej tragizm był po prostu drewniany.

Spośród panów chciałabym wyróżnić Mirosława Konarowskiego - niegdyś "etatowego" młodzieńca w polskim filmie. Tu nieoczekiwanie zagrał niety­pową dla siebie postać podsta­rzałego, nieszczęśliwego i oszu­kanego małżonka, czyniąc to w sposób godny i powściągliwy. Nie zszedł poniżej swego normalnego, dobrego poziomu Włodzimierz Press, w epizodzie nieźle zaznaczył się Stanisław Wyszyński, a kapitalną, prawie niemą rólkę Piotra odtworzył Zbigniew Konopka. To jakby niezapomniany Fire, młodszy o kilka pokoleń!

Z marnego materiału literackiego niewiele da się ocalić. Toteż Zbigniew Zapasiewicz próbował cieniować nastroje, ilustrując to przepięknym Adagietto z V Symfonii Gustawa Mahlera. I ta właśnie muzyka była najjaśniejszym - obok scenografii Krzysztofa Pankie­wicza - punktem całego przed­stawienia.

W dzień później oglądałam na tej samej scenie rewelacyjny występ baletu amerykańskiego "Elisa Monte Dance Company". Wypełniona po brzegi widow­nia zgotowała tancerzom praw­dziwą, zasłużoną ze wszech miar owację. Tak znikło niezbyt do­bre wrażenie po nieudanej "Pa­rasolce

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji